Lęki podróżnika? Ja niczego się nie boję!
Pierwszy raz wyjechałam za granicę na kilka dni bardzo wiele lat temu. Od tamtej pory minęło ponad 20 lat i zwiedziłam całkiem spory kawał świata. Kilkadziesiąt krajów, ponad 100 lotów, dziesiątki hoteli i miejsc noclegowych, tysiące przejechanych kilometrów. Wiele przeżyłam i wiele się nauczyłam ale pewne cechy, charakterystyczne dla mnie jako człowieka pozostały niezmienne. Lęki podróżnika? Wielu powie, że nie ma takich. A moje własne lęki? Lęk przed nieznanym, niepewność, niechęć do podróżowania o zmierzchu, strach przed zatruciem i atakiem dzikiego zwierza, strach o dzieci i lęk przed tropikalnymi chorobami to tylko niektóre z nich. Tak, to ja! ta sama osoba, która samotnie wiele lat temu przemierzyła Chiny, leciała w ciemno do wielu egzotycznych krajów, czy pływała zapchloną łodzią po Indonezji. Jak to możliwe? Zapraszam na najbardziej osobisty wpis odkąd założyłam blog ale i wpis który wyjaśnia dlaczego blog w ogóle powstał.
Wiele osób, które spotykam na swojej drodze chce podróżować i zwiedzać świat. Większość czuje, że chce ale ostatecznie spędza urlop nad polskim morzem któryś raz pod rząd albo mając za sobą jedne udane zagraniczne wakacje wraca w to samo miejsce, bo je zna.
Krótka historia powstania bloga
Założyłam bloga całkiem niedawno ale pomysł kiełkował w mojej głowie od lat i przyświecał mi od zawsze jeden, zasadniczy cel. Chciałam pokazać niedowiarkom, że można podróżować tanio i wygodnie oraz zachęcić tych lękliwych do większej odwagi. Nikogo nie planowałam zmuszać do podróżowania. Wiem, że jest sporo osób które lubią wyjechać z biurem podróży gdziekolwiek byle do ciepła. Szanuję wszystkich ludzi i nie zamierzam nikomu narzucać swojego stylu życia i spędzania wakacji. Postanowiłam jednak rozprawić się z mitem, który zmniejsza moją wiarygodność – no bo co ja mogę wiedzieć o jechaniu pierwszy raz na samodzielnie zorganizowane wakacje, skoro to już dawno za mną. Wiarygodność osoby, która przed każdym wyjazdem jest pełna obaw, w trakcie wyjazdu ciągle się martwi i balansuje na krawędzi zachwytu i paniki.
Nie jesteś podróżnikiem tylko zwykłym turystą!
Nie jestem hardcore’owym traperem który śpi na podłodze dworca w Delhi albo jedzie na pace ciężarówki po bezdrożach Afryki. Zawsze zazdrościłam takiej odwagi, pewności siebie, wiary we własną siłę i niezłomność. Co najważniejsze zazdroszczę też bezkompromisowości wobec własnego ciała i ogromnej determinacji w dążeniu do realizowania zamierzeń. Podziwiam niezłomnego Tomka Michniewicza, który wobec Afryki czuje bezbrzeżną miłość, a nie przewlekły lęk o zdrowie, Karola Wernera, który przemierzył Maroko na rowerze i nie histeryzował gdy zapadał zmierzch, że nie ma gdzie spać i w końcu rodzinę fantastycznych Pelikanochomików, którzy przez wiele miesięcy mieszkali w dość sędziwym łaziku z dwójką dzieci i przemierzali Pamir. A ja? a ja przed każdym wyjazdem się boję, nie jestem pewna czy wszystko się uda, czy będę umiała poradzić sobie w każdej sytuacji. Staram się być na każdym kroku rozsądna i rzadko płynę z prądem. Ja muszę spać we względnie przyzwoitych warunkach, a chcę zazwyczaj w całkiem dobrych. Lubię mieć czysto i schludnie, sprawdzam opinie, szukam. Zero spontanu, pełna kontrola. Nie udaję tubylca ale i szanuję i respektuję lokalne zwyczaje. Nie obniżam kosztów wyjazdu za wszelką cenę ale i nie wynajmuję taksówki i nie rozbijam się po mieście robiąc zdjęcia zza szyby. Balansuje w bezpiecznym środku. Czy jestem podróżnikiem? nie wiem. Czy jestem turystą? Jak każdy. Czy to ma za znaczenie? Dla mnie nie.
Strach ma wielkie oczy
Po powrocie z każdego wyjazdu odczuwam dojmującą ulgę, że znów było wspaniale, że wyjazd się udał, że wracamy cali i zdrowi. Za każdym razem gdy wysiadam na nowym, szalonym lotnisku ogarnia mnie ambiwalentne uczucie niezmierzonej radości i paniki w jednym. Jest tak od ponad 20 lat i zapewne zawsze tak będzie.
Po co o tym wszystkim piszę?
Zakładając blog chciałam, żeby każdy kto do mnie zajrzy w poszukiwaniu oferty na wyjazd z czystej ciekawości, a kto ma w sobie strach, niepewność, paniczny strach przed lataniem, robalami, wątpliwości czy będzie tam daleko cokolwiek do jedzenia uświadomił sobie, że wszystko co nas blokuje jest w nas. Lęki podróżnika czy lęki turysty, lęki rodzica i codzienny towarzyszący nam w życiu strach jest w naszej głowie. To my sami stawiamy przed sobą bariery, a czasem wysoki mur i tylko od nas zależy czy tak zostanie czy postanowimy zrobić krok naprzód. Ja robię taki krok za każdym razem, zmuszam się do podjęcia wyzwania i walczę z lękami. Po co? Bo na prawdę kocham poznawać nowe miejsca, obserwować miejscowych w ich naturalnym środowisku, uwielbiam próbować nowe smaki, jeździć komunikacją i nigdy jeszcze w ostatecznym rozrachunku nie żałowałam tego pierwszego kroku.
Gdy wyjeżdżam, bez względu na to czy blisko czy daleko, czy na długo czy tylko na jeden dzień jestem szczęśliwa i spełniona. Boję się tak jak wy i chociaż chciałabym, to nie umiem nauczyć się luzu ale gdy uda mi się przełamać lęk i siedzę na pięknej, rajskiej plaży, patrzę na moje zachwycone nowym miejscem dzieci, na ich interakcje z miejscowymi dzieciakami to cieszę się, że podjęłam ten wielki trud i że kolejny raz udało mi się przełamać wewnętrzny opór.
Kochani, życzę wam, żeby realizacja waszych najskrytszych marzeń zależała tylko od was. Wtedy życie byłoby pasmem naszych zmagań bez zbędnych przypadków 🙂
Życzę wam też, żebyście odważyli się ruszyć w drogę, nie po to żeby przyjechać i wyjechać odhaczając zaplanowane punkty ale żeby podróż pozwoliła wam się na chwilę zatrzymać.
Odwagi kochani!