Łeba na weekend wydmy zdjęcie tytułowe

Łeba na weekend – hit czy kit?

Moją pierwszą wizytę w Łebie tak bardzo przyprószyła siwizna, że nawet nie pamiętam ile minęło od niej lat. Kolejna była krótka i równie dawno. Rokrocznie pojawiała się w mojej głowie myśl, żeby chociaż na chwilę zajrzeć co takiego jest w tym nadmorskim kurorcie, że jest jednym z najpopularniejszych na wybrzeżu.

W tym roku podczas naszych tradycyjnych już odwiedzin w Lubiatowie wreszcie znaleźliśmy czas, żeby dać szansę Łebie na rozkochanie nas w sobie. Czy się udało? Czy Łeba skradła nasze serca czy może uciekaliśmy z krzykiem?

łeba na weekend plaża Łubiatowo

Blisko i daleko jednocześnie

Łebę od miejsca naszego zamieszania czyli okolic Warszawy dzieli około 500 km. Droga prowadzi dobrą i dość niedrogą autostradą (opłata 29,90 w jedną stronę) i do obwodnicy Trójmiasta można ją pokonać szybko. Schody zaczynają się gdy skierujemy się w stronę Wejherowa. To jedyne 60 km ale niemiłosiernie się wloką. Droga jest obiektywnie piękna. Wiedzie przez lasy, wśród pól. Po łąkach przechadzają się bociany, pasą się krowy i galopują konie. I to tyle jeśli chodzi o romantyzm rodem z Nad Niemnem. Dla osób z chorobą lokomocyjną nie jest to wymarzona trasa. Ograniczenia prędkości i permanentne zakręty zlokalizowane na pagórkowatym terenie potrafią pozbawić tchu. Z drugiej strony czuć jakąś zmianę. Z Wejherowa droga wiedzie przez piękne mikro miejscowości, mnóstwo tu starych stodół i odnowionych, poniemieckich domów z cegły.

My do Łeby wybraliśmy się z Lubiatowa. To niecałe 40 km ale droga zajęła nam ponad godzinę.

Łeba na weekend czy na chwilę?

Nasza wizyta w Łebie przypadła na pochmurny, sierpniowy wtorek. Niby w środku tygodnia ale jednak w szczycie sezonu. Pogoda była średnia, a i tak ulice były wypełnione spacerowiczami. Okazało się, że Łeba to duże miasto, z labiryntem jednokierunkowych ulic, kolorowych straganów, kawiarni i dudniące muzyką z szuflady: disco-polo. Niby nie moja bajka ale ten lokalny folklor raczej mnie rozśmieszył niż zirytował. Te same, popularne i skoczne piosenki wybrzmiewały z każdego ogródka, kawiarni czy restauracji. Co dziwne, poczułam się tam swojsko i dobrze, prawdziwie wakacyjnie. Może za sprawą ludzi z którymi byłam, a może dzięki odpowiedniemu nastawieniu ale nie czułam się specjalnie przytłoczona. Uliczki oblepione kramami z muszlami prosto z oceanu bałtyckiego, stoiskami z lodami, w których dominowały roje os, kuszącymi okazjami sklepami z markową, chińską odzieżą tak genialnie wpasowały się w przestrzeń, że czułam się jak w innym świecie. Nijak się Łeba ma do Juraty, w której rokrocznie ładujemy akumulatory, a znacznie bardziej przypomina Hel. Czuć kicz ale jakiś on taki do przyjęcia.

To co zapamiętałam z Łeby z kwatery. Całe lata nie nie byłam „na kwaterze” i byłam zaskoczona jak popularne nadal jest nocowanie w czymś pomiędzy ośrodkiem wczasowym z lat 80tych, a pensjonatem z lat 90tych. Odniosłam wrażenie, że w Łebie każdy dom w sezonie oferuje pokoje do wynajęcia, a rozpieszczające turystów tegoroczne lato chyba przyniosło wynajmującym spory zysk.

Ja, z moim uwielbieniem dla spokoju i śpiewu ptaków nie umiałabym spędzić 2 tygodni w centrum Łeby. Widać jednak, że nie brakuje amatorów bycia w mieście. Jeden dzień mi w pełni wystarczył i gdybym miała szukać noclegu, na pewno byłby z dala od głównej ulicy. Jeśli jednak potrzebujecie poczuć wakacyjny klimat to Łeba spełni wasze oczekiwania.

Smaczne adresy w Łebie:

Niezmiennie problemem nad morzem jest znalezienie dobrej knajpy, restauracji, baru, w którym zjemy smacznie nie ryzykując złapania salmonelli. My wybraliśmy się na obiad do Włoskiego Bistro Ambre na polecaną pizzę z prawdziwego, włoskiego pieca. Wypróbowaliśmy zarówno przystawki jak i dania główne, deser no i oczywiście pizzę. Mam wrażenie, że poziom jest nierówny. Myślę, że w tej konkretnej restauracji warto skupić się na jedzeniu pizzy, która była znakomita, polecam też pyszną zupę pomidorową dla dzieci (spora porcja 9 złotych) i zupę rybną (14 złotych). To co nas zaskoczyło to rozmiary porcji: były bardzo duże! Duża pizza, którą najadłam się z  Zosią i jeszcze zostało kosztowała 23 złote więc niewiele. Na plus można też zapisać przemiłą obsługę, czystość i przyzwoitą łazienkę. Wyszliśmy najedzeni, nie specjalnie biedniejsi co nieczęsto idzie w parze w sezonie, nad morzem.

Gofry to taki nadmorski klasyk. Nie każdy potrafi je zrobić, a Łeba okazała się w tym względzie mistrzowska. Chociaż w domu mam porządną maszynę do robienia gofrów i robię je dość często to tak dobrych gofrów chyba nie jadłam jeszcze nigdy. Patrząc na opinie o wielu gofrowych adresach w Łebie łatwo stwierdzić, że to chyba lokalny talent.  Koniecznie spróbujcie! Najbardziej polecany jest Zakątek Klary w którym oprócz gofrów zjecie ciasto i desery lodowe.

Wisienka na torcie

To po co wybrałam się do Łeby nie miało nic wspólnego z wałęsaniem się po mieście i kupowaniem pamiątek prosto z aliexpress w rytmie Czadomana. Moim celem od początku były wydmy. Słowiński Park Narodowy, który obejmuje malownicze jeziora, wydmy, sporo lasów i przepiękne wybrzeże to teren chroniony ale nie niedostępny. W parku wydzielona jest część wydm z zakazem wstępu ale większość „pustyni” jest dostępna dla spacerowiczów. Gdy milion lat temu odwiedziłam Słowiński Park Narodowy byłam pod ogromnym wrażeniem. Gdy teraz, po wielu latach postanowiłam tam wrócić miałam obawy, że kolejne podróże, włącznie z odwiedzeniem Sahary i pustyni na bliskim wschodzie pozbawi łebskie ruchome piaski efektu Wow. Bardzo się myliłam. To miejsce okazało się jeszcze piękniejsze niż je zapamiętałam. Dzieciaki szalały na piachu, turlały się i nie mogły się nacieszyć, a ja zachwycałam się widokami. Takiej pustyni nie znajdziecie nigdzie indziej. Mnóstwo tu zieleni, piach jest miękki i biały, a ze szczytu wydm widać jezioro Łebsko, piękną linię morskiego wybrzeża oraz gęsty, zielony las przywodzący mi na myśl widoki z niedawno odwiedzonej dżungli w Malezji. Zakochałam się w tym miejscu. Turystów było sporo ale nie przeszkadzaliśmy sobie. Teren jest ogromny więc warto wziąć zapas wody i przekąski. Koniecznie też zabierzcie koc – plaża przy wydmach jest idealna na dłuższy postój i tradycyjne plażowanie.

łeba na weekend Zosia na wydmach

łeba na weeekend wydmy kolaż

łeba na weekend dżungla by Poland

Jak się dostać na wydmy – informacje praktyczne:

Nie jest to specjalnie skomplikowane ale niestety dość kosztowne. Podróż jest dwuetapowa. Pierwsze kilka kilometrów możemy pokonać własnym samochodem lub meleksem. My wybraliśmy meleksa (7,5 złotego w jedną stronę od osoby, dzieci do lat 4 nie płacą). Przy rondzie Rombka trzeba uiścić opłatę za wstęp do parku i wydać kolejny majątek na dojazd do wydm (15 złotych od osoby dorosłej w 2 strony). To na prawdę drogie 10 km ale na pewno warto. Możemy też wypożyczyć rower lub jeśli akurat mamy swój, możemy dotrzeć na miejsce z samej Łeby na rowerze. W zależności od punktu początkowego do pokonania będziemy mieli niecałe 10 km bardzo ładną trasą przez las. Niestety przy wydmach będziemy musieli zapłacić za przypięcie roweru do stojaka – 5 złotych za sztukę. Czegoś takiego jak żyję nie widziałam.

Przy wejściu do parku możemy kupić wodę, zjeść coś i skorzystać z toalety. Przy samych wydmach stoją jedynie śmierdzące potężnie toi-toi’e.

łeba na weekend plaża i rower

Poniżej zdjęcia z cennikiem za zjawiskowej jakości stojaki rowerowe i przejazd na wydmy:

łeba na weekend cennik meleks rower

Podsumowanie:

Łeba na weekend jest idealną opcją dla tych, którzy chcą się rozerwać, poczuć magię polskiego kurortu, pospacerować wąskimi ulicami tętniącymi życiem do późnej nocy. Łeba na wakacje jest dla odważnych 😉 kochających polskie morze z jego blaskami i cieniami. Łeba, na cały dzień jest idealnie skrojona dla mnie. Kilka godzin w mieście pośród kiczu ale i w świetnej atmosferze i kilka godzin w Słowińskim Parku Narodowym – enklawie spokoju, huczącego wiatru i nieziemskich widoków. Bez względu jednak na to na jak długo mielibyście tutaj zajrzeć, zróbcie to koniecznie. Wydmy to zdecydowany HIT w kategorii widoki, a miasto to niekwestionowany lider rankingu HIT w kategorii: klimat i atmosfera.

Zajrzyjcie też do naszych wspomnień z Juraty, którą od kilku lat odwiedzamy co roku >>>TUTAJ<<<

 

 

Dodaj komentarz