Recenzja książki Szepty kamieni….recenzja książki na blogu podróżniczym? Nie, to nie pomyłka.
W przerwach między podróżami, wypełniając pustkę i tęsknotę za nimi czytam ogromne ilości książek. Oprócz dziesiątek kryminałów, biografii, nagłych historycznych zachłyśnięć, szukam też książek potocznie nazywanych podróżniczymi. Nie lubię para przewodników i historii jak to Pan przejechał, dojechał, objechał. Jest na pewno wielu zwolenników tego gatunku ale ja szukam w książkach związanych pośrednio z poznawaniem kolejnych miejsc czegoś innego. Szukam historii, emocji, przeżyć, głębokich warstw, subiektywizmu.
SZEPTY KAMIENI – BERENIKA LENARD i PIOTR MIKOŁAJCZAK
Jak trafiłam na Szepty kamieni?
Oczywiście przez Facebook. Niezwykle wciągający blog Ice Story pochłonął mnie swego czasu do reszty. Książka pojawiła się kilka miesięcy temu. Czekałam długo żeby się za nią wziąć. Dlaczego? powód jeden ale znaczący: Kocham Islandię. Kocham mit i wyobrażenie, uwielbiam myśleć że Islandia jest taka jaką ją pamiętam z książki do geografii sprzed 25 lat. Jednocześnie uwielbiam ten mit pielęgnować i stronię od wszelkich publikacji, filmów o współczesnej Islandii. To co zatem się zmieniło? Pojęcia nie mam. Impuls i było po mnie ale po kolei.
Nie będę rozpisywać się okładce, jakości papieru i błędach nie wyłapanych przez korektora. To wszystko mi nie przeszkadzało w czytaniu i starałam się tym nie rozpraszać. Muszę jednak podkreślić, że uwielbiam tą aksamitnie zalaminowaną obwolutę. Zanim zaczęłam czytać nerwowo głaskałam i w trakcie czytania nie raz zamykałam ją i czekałam.
Książka mnie pokonała. Pokonała i pochłonęła. A o czym tak właściwie jest? O przemijaniu, o zmianach, o współczesności wciskającej się w każdy kąt każdego miejsca na wyspie. O miejscach niezwykłych i o niezwykłych ludziach, twardych i kochających Islandię.
Według opisu na odwrocie Szepty Kamieni to opowieść o skutkach kryzysu jaki dotknął Islandię w 2008 roku i wszelkich konsekwencjach jakie wyspa musiała ponieść i ponosi do dzisiaj. Wyznacznikiem zmian są opuszczone miejsca na wyspie: duże fabryki i małe, prywatne domy. Każdy ma swoją historię i każdemu poświęcony jest czas. Każdy rozdział pokazuje inne, dla mnie nieznane oblicza wyspy, z jej ponurymi zakątkami, zimnem i przenikającym wiatrem.
Momentami książkę czyta się ciężko, brakuje oddechu, słońca, przytłacza wszechobecna północ i brzydota. Nie widzę w książce pięknej Islandii, tej pięknej z folderów. Jeśli więc szukacie opowieści lekkiej, łatwej i przyjemnej, to Szepty kamieni nie są dla was. Jeśli jednak macie odwagę zmierzyć się z pięknymi historiami w niezwykłej oprawie to polecam.
Czego mi w książce zabrakło? Zdecydowanie mapy! Tak bardzo chciałam na bieżąco sprawdzać gdzie jestem, dokąd jadę, a brak dostępu do mapy zabrał mi tę szansę. Zrobiłabym ją pod okładką i już 😉
Czy mam jeszcze jakieś uwagi? Tak! Dawno już po przeczytaniu książki nie miałam tak wielkiej ochoty wsiąść w samolot i polecieć gdzieś jak po przeczytaniu tej właśnie. I chociaż momentami mam wrażenie, że historie przedstawione w książce, szczególnie te dotyczące Polaków mieszkających na wyspie są zabarwione naszym wrodzonym malkontenctwem, czułam że sporo jest w tych historiach narzekania to przyznaję co ja mogę wiedzieć – mieszkam tutaj w Polsce, a oni tam daleko zatem muszę uszanować subiektywizm odczuć każdego z bohaterów.
Przede mną leży książka, która porusza. Jest pełna emocji ale pisana jednak z dystansu, który może mieć jedynie człowiek będący tam, na miejscu. Autorzy: Berenika Lenard i Piotr Mikołajczak mieszkają na wyspie od kilku lat. To ich dom i pewnie dlatego wierzę w to co piszą i ufam w prawdę historii. Na mojej mapie planów islandzkich pojawił się kolejny, ważny punkt: Djupavik. Jeśli tylko uda mi się do niego dojechać, bo nie jest to proste. A czemu? Odpowiedz znajdziecie w książce.
Jeśli książka zachęci was do odwiedzenia magicznej Islandii to zapraszam do zakładki ISLANDIA w której pojawiają się oferty wyjazdowe na tą niezwykłą wyspę.
2 myśli na temat “Recenzja książki Szepty kamieni – historie z opuszczonej Islandii”